19 sierpnia 2010

Policeman na straży sukcesu

Dla muzyki poświecił wszystko, lecz nawet przez chwilę się nie zawahał. Wiedział, że wygra. O wiejskich festiwalach i współpracy z Mattafix, nałogach i komediach romantycznych, z liderem zespołu JAMAL, Tomkiem „Miodu” Mioduszewskim,   rozmawiała Maria Kordalewska.

Zespół  istniejący przeszło 13 lat stał się rozpoznawalny szerszej publiczność po premierze komedii romantycznej „Tylko mnie kochaj”. Czy to była próba wyjścia ze ścisłego kręgu muzycznego?

Piosenka „Policeman” znalazła się na ścieżce dźwiękowej zupełnie przypadkiem. Ktoś ściągnął plik z Internetu i dołączył  go do filmu. Nie zezłościło mnie to jednak, gdyż kwestie praw autorskich załatwiliśmy dość szybko, a dzięki  produkcji zespół zdobył ogromną popularność, także wśród osób, które z muzyką ragga nie mają wiele wspólnego.

Nie masz nic przeciwko nielegalnemu ściąganiu plików z Internetu?
 
Oczywiście wolałbym żeby ludzie kupowali płyty i inne materiały. Część osób tak właśnie robi, a na całą resztę i tak nie mam wpływu.  Jednak dzięki pobieraniu utworów z sieci już dwa tygodnie po ukazaniu się naszej najnowszej płyty „Disco Urban”  fani znali dobrze piosenki z nowego krążka, a nie ma nic przyjemniejszego od słuchania rozśpiewanej publiki podczas koncertu. Dla mnie liczy się kontakt z publicznością, jej reakcja i feedback. To oni są dla mnie najważniejsi, dają mi siłę i w wiarę w to, że jestem dobry w tym co robię.

Długi czas JAMAL był zespołem niszowym, trafiającym w gusta wybranej grupy słuchaczy.  Nowe kompozycje mieszające różne style muzyczne  zdają się być bardziej uniwersalne.  To dlatego, że zależy Ci na popularności i pieniądzach?

Zawsze wiedziałem co chce robić. Wierzyłem, że prawdziwy talent się obroni i uparcie dożyłem do wyznaczonego celu.  Zespół pochodzi  z Radomia, gdzie nietrudno o wiernych fanów. Taki lokalny patriotyzm.  Graliśmy na festiwalach w całej Polsce, braliśmy udział w konkursach dla młodych muzyków. Wielokrotnie nic z nich nie wynikało, niektórych występów szczerze żałuję. Pchałem się jednak wszędzie. Chciałem trafiać zarówno do mieszkańców miast jak i wsi. Kiedyś zdarzyło się nam zagrać na jednym koncercie z zespołem Disco Polo. Miałem obawy czy publiczności spodoba się nasza muzyka. Obawy były jednak bezpodstawne. Żywiołowe, energetyczne kawałki  grane na żywo, a nie, jak w przypadku drugiego zespołu z playbacku, rozgrzały publikę. Robiłem swoje nie starając się nikomu przypodobać. Przez lata nasza muzyka  podlegała różnym wpływom, gdyż kilkakrotnie  zmieniał się skład zespołu. W pewnym momencie staliśmy się znani, stacje radiowe emitowały nasze piosenki ,a na koncertach zaczęło pojawiać się więcej osób. Dzięki temu zainteresowała się nami brytyjska kapela Mattafix. To z nią zagraliśmy największy jak dotąd koncert dla 22 tysięcy fanów! Wierze, ze trzeba robić swoje, a nagrody, pieniądze czy sława przyjdą same.

Zawsze byłeś pewien zwycięstwa?
Tak, choć wiem, że są lepsi ode mnie. Nie mam wykształcenia muzycznego, nie znam nut i jestem samoukiem. Ale zawsze miałem w głowie myśl, że się uda. Muzyka to moja praca i pasja. Całe moje życie. Dla niej zrezygnowałem z rodziny, dzieci, kobiety, a moimi jedynymi przyjaciółmi są kumple z zespołu. Były trudne momenty. Sięgałem po dragi, chlałem… ale muzyka ostatecznie wygrała. Robię więc dalej to, co najlepiej mi wychodzi. Bez poczucia misji czy brania odpowiedzialności za młodych ludzi, którzy mnie słuchają.  Gram, bo to kocham.